Za nami majówka, a zatem i rodzinne wyjazdy. Ciekawa jestem, kto w Twojej rodzinie był odpowiedzialny za spakowanie ubrań i innych rzeczy należących do dzieci. A raczej… jestem ciekawa, czy należysz do tych wyjątkowych rodzin, w których dzieci (w wieku wczesnoszkolnym i starsze) ponoszą 100% odpowiedzialności za spakowanie swoich rzeczy, a odpowiedzialność za spakowanie manatek młodszych dzieci jest rozłożona po równo na oboje rodziców (albo odpowiedzialny jest tata). Jeśli czytasz te słowa, to pewnie nie należysz do wyjątków: obstawiam, że jeśli jesteś mamą, to właśnie na Tobie spoczywa największa odpowiedzialność za spakowanie tego, co będzie potrzebne. Mam rację? Jeśli tak, to koniecznie przeczytaj ten post.
Zanim zatoniesz w lekturze, daj się zaprosić na mój bezpłatny webinar dla przeciążonych stresem mam ⭕ „Jak wyjść z błędnego koła stresu”. Poprowadzę go w środę, 21 maja, o godzinie 21, a nagranie będzie dostępne bezpłatnie do niedzieli, 25 maja. Wystarczy, że zapiszesz się na tej stronie: https://dylematki.pl/webinar-bks/. A po zapisie czytaj dalej.
Cofnijmy się do listopada 2023 roku, kiedy to układ świąt podarował nam pięciodniowy weekend. Mąż i ja wycisnęliśmy go jak cytrynkę: podrzuciliśmy dzieci do dziadków, a sami spędziliśmy dwa dni w Kazimierzu Dolnym. (Poproszę o stojące owacje dla moich Teściów! 👏) Pogoda dopisała idealnie, więc spędzaliśmy czas we dwoje na dłuuuuugich spacerach, a po wymeldowaniu z apartamentu połaziliśmy po Kazimierzu dla odmiany z dziećmi.
Rano przed wyjazdem Mąż pojechał z Dużym i Małym do sklepu po cieplejsze buty na jesień, których nadal nie mieli. Ja zostałam w domu z Malutkim i najpierw pomogłam mu spakować jego rzeczy, a następnie spakowałam swoje. Kiedy skończyłam, przyszło mi do głowy, że mogę przyspieszyć nieco wyjazd, kompletując dodatkowo kosmetyczkę dzieci.
Zatrzymało mnie to, bo co najmniej od kiedy zostałam mamą – a właściwie, odkąd sięgam pamięcią – mam problem z nadodpowiedzialnością. Rozumiem ją jako przejmowanie odpowiedzialności za nieswoje sprawy lub nieproporcjonalnie dużej odpowiedzialności za sprawy wspólne. Od lat nad tym pracuję (zobacz ten mój post), dlatego każdy pojawiający się impuls, aby zrobić coś za kogoś, oglądam z uwagą. Teraz przyjrzałam mu się szczególnie uważnie, bo pakowanie to dla mnie wyjątkowo stresująca sytuacja, a pod wpływem stresu ludzki umysł lubi wracać do starych schematów nawet jeśli wypracował nowe.
Przeciw spakowaniu kosmetyczki dzieci przemawiało to, że od pewnego czasu pracowałam nad oddawaniem im odpowiedzialności za ich sprawy i dobrze byłoby zachować tu spójność. Moi synowie już wtedy, w listopadzie 2023 roku, byli całkiem duzi: mieli 12, 10 i 7 lat. Byli też zdrowi, nie borykali się z niepełnosprawnościami czy głębokimi zaburzeniami (choć dwaj są neuroatypowi). Dlatego pakowanie na wyjazd ich przyborów do higieny osobistej uważam za ich, a nie moją odpowiedzialność. Co przemawiało za tym, żebym to jednak zrobiła? Nieznaczne przyspieszenie wyjazdu (zależało mi, żeby wyjechać jak najwcześniej) i to, że miałam wolną chwilę. Wsłuchałam się w siebie uważnie. Czy na pewno nie przemawiał do mnie żaden głos pełen niepokoju, napięcia? Nie, nie usłyszałam go. Spokojnie spakowałam więc kosmetyczkę.
O co chodzi z tym głosem pełnym niepokoju I napięcia? Już wyjaśniam. Nadodpowiedzialność bierze się z lęku. Zwykle ten lęk dotyczy w gruncie rzeczy tego, że jeśli nie zrobię czegoś za innych, to ci inni przestaną mnie lubić i mnie opuszczą, Albo okażę się złą osobą – a w konsekwencji inni przestaną mnie lubić i mnie opuszczą. Aby sprawdzić, czy jakieś nasze działanie wykonywane (w nadmiernym stopniu) za inne osoby ma znamiona nadodpowiedzialności, wystarczy przeprowadzić prosty eksperyment myślowy: co, jeśli tego nie zrobię?
No właśnie: co by było, gdybym nie spakowała kosmetyczki moich synów? Właśnie to pytanie zadałam sobie, wsłuchując się w swój wewnętrzny głos. Odpowiedź brzmiała mniej więcej tak: oni sami by to zrobili, lepiej lub gorzej. W optymistycznym scenariuszu zabraliby wszystko, co potrzebne. W pesymistycznym – zapomnieliby czegoś, na przykład dezodorantu Dużego. Ale to też tak naprawdę optymistyczny scenariusz, bo Duży odczuwałby pewien (niezbyt silny) dyskomfort i następnym razem pamiętałby o dezodorancie. I niewątpliwie wszyscy zrobiliby kolejny krok na drodze do samodzielności i sprawczości.
Powyższe rozumowanie jest logiczne, ale obce tej części mnie, która jest nadodpowiedzialna. Ta część była moim dominującym wewnętrznym głosem przez wiele lat, dopóki nie zaczęłam pracy rozwojowej (w tym terapeutycznej) ponad dekadę temu. Teraz ta część jest zintegrowana i współpracuje z pozostałymi dzięki tej wieloletniej pracy. Jednak w chwilach napięcia lubi się odzywać dość gwałtownie, a w niektórych obszarach (jak żywienie dzieci) nadal gra pierwsze skrzypce. Jakie scenariusze widziała ta nadodpowiedzialna część? Owszem, zauważała ten optymistyczny, w którym dzieci pakowały wszystko, co należało. Nie wierzyła w niego jednak – a raczej: nie była w stanie na nim polegać, bo był on zależny nie od niej, a od dzieci. A ona nie lubi, kiedy coś od niej nie zależy.
Uwaga tej nadodpowiedzialnej części skupiła się na scenariuszu, w którym Duży zadzwoniłby ze skargą: „Mamo, nie mam dezodorantu!”. To by spowodowało u tej części napięcie nie do zniesienia. Usłyszałaby w komunikacie Dużego oskarżenie: „Mamo, nie dopilnowałaś! Przez ciebie nie mam dezodorantu!”. A pod spodem… „Jesteś złą matką. Złą osobą”. A ta nadodpowiedzialna część boi się tego najbardziej na świecie, bo nosi w sobie głęboko zakopany lęk, że nie jest wartościowa sama w sobie. Że musi się nieźle naharować, żeby zasłużyć na miłość i akceptację. Dlatego nie może, po prostu nie może przekazać dzieciom odpowiedzialności za spakowanie kosmetyczki! Nie może polegać na ich sumienności i skupieniu; przecież to dzieci z ADHD! Musi sama spakować tę cholerną kosmetyczkę. Ewentualnie może nakazać to dzieciom, a następnie skontrolować, czy zrobiły to dobrze, i ewentualnie dopakować to, czego zabrakło. Ech, wszystko znowu na jej głowie.
Na marginesie: ten lęk to nie tylko leitmotiv mojej psychoterapii. To przekaz międzypokoleniowy występujący u wielu (większości?) kobiet z naszego obszaru kulturowego. W tym kontekście bardzo Ci polecam książkę Joanny Kuciel-Frydryszak „Chłopki. Opowieść o naszych babkach” – otwiera oczy. Polecam Ci też ten krótki post Michaliny Wojnarowicz o kilku przekazach, które można w tej książce odnaleźć.
Pewnie już widzisz, jakie są koszty nadodpowiedzialności. To przede wszystkim ogrom energii wydatkowanej przez osobę nią dotkniętą. Dorastające dzieci są w stanie robić samodzielnie coraz więcej rzeczy i ponosić wiele konsekwencji swoich błędów. Robią to z coraz większą łatwością i lekkością – ostatecznie są dumne z tego, że same się spakowały, nawet jeśli początkowo narzekały, że muszą to robić. Nadodpowiedzialna matka nie pozwala im na to, przez co ma o wiele więcej roboty, niżby mogła mieć, i o wiele mniej czasu na swoje ważne sprawy. Nawet jeśli pozwoli dzieciom wykonywać coraz więcej działań, nie potrafi się powstrzymać od skontrolowania ich i „uratowania” przed negatywnymi konsekwencjami. Także wówczas, gdy te konsekwencje nie są niebezpieczne, lecz jedynie niedogodne dla danego dziecka.
I znów uwaga na marginesie: to wszystko jest bardzo indywidualne. Dla dziecka w spektrum autyzmu i/lub z zaburzeniami lękowymi brak konkretnej szczoteczki do zębów w połączeniu z wyjazdem może być przytłaczającym stresorem. Przed tym bym chroniła zarówno samo dziecko, jak i opiekunów, którym je przekazuję. Dlatego proszę, przefiltruj to wszystko, co piszę, przez własną intuicję, i weź sobie to, co Cię wesprze!
Co ważne, nadopodowiedzialność zatruwa też relacje. Osoba mająca na głowie dużo nieswoich zadań jest przez większość czasu w napięciu, a człowiek w napięciu nie buduje relacji tak, jak by mógł, gdyby był spokojny i uważny. Gdybym nie widziała innego wyjścia, jak tylko spakować wszystkie rzeczy moich dzieci albo skrupulatnie sprawdzić, czy same je spakowały, a do tego miała wykonać wszystkie „naprawdę moje” zadania, byłabym poirytowania, w ciągłej mobilizacji, popędzałabym dzieci, opędzała się od nich. A one? Widziałyby zabieganą, nieuważną, zmęczoną matkę. Im częściej by się to zdarzało, tym bardziej obciążona i pozbawiona radości byłaby nasza relacja. To dlatego nazywam nadodpowiedzialność matką wypalenia – zarówno rodzicielskiego, jak i zawodowego – a także, szerzej, błędnego koła stresu.
W tym kontekście warto uświadomić sobie pewien mechanizm powodujący niekontrolowane wybuchy złości. Zauważ, że nigdy nie jesteśmy w całości nadodpowiedzialne – to zawsze tylko jakaś nasza część. Są też inne części, które domagają się uwagi i zaspokojenia swoich ważnych potrzeb. Kiedy taka matka pakuje rzeczy nastoletnich dzieci, podczas gdy owe dzieci odpoczywają, to te inne części złoszczą się na tę nadodpowiedzialną, że przecież to nie ich robota – dzieci mogłyby się samodzielnie spakować. Kiedy w takiej sytuacji na scenę wkroczy dziecko z pytaniem „Kiedy wreszcie wyjedziemy? Czemu to tyle trwa?”, to nadodpowiedzialna część wprawdzie podkuli ogonek, ale inna się wścieknie i sprawi, że matka krzyknie do dziecka coś w rodzaju: „Jakbyś mi choć trochę pomógł, to byśmy już wyjeżdżali, ale ty oczywiście masz wszystko gdzieś”. A dziecko nie kuma, skąd ten nagły wybuch. Podobnie nie skuma, kiedy matka wieczorem, usłyszawszy „Mamo, nie mam dezodorantu”, wyleje na nie pretensje, że znowu wszystko było na jej głowie i nikt jej nigdy nie pomaga, i niech samo się pakuje, jak takie mądre. No przecież… to mama wszystkich pakuje, nie? Co tę matkę znów ugryzło? 🤔
Czujesz to? Czy zupełnie nie? Jestem bardzo ciekawa, czy ta opowieść z Tobą rezonuje. Daj mi znać, jeśli chcesz!
A z kolei ja daję znać, że z dużym powodzeniem pracuję coachingowo z różnymi częściami moich klientek, pomagając im się dogadać. Oczywiście trzymam się w ramach moich kompetencji – nie jestem psychoterapeutką, nie wchodzę z butami tam, gdzie nie powinnam. Co nie zmienia faktu, że sesje ze mną potrafią wejść głęboko i zapoczątkować autentyczną zmianę w tym, jak te części się ze sobą dogadują. Jeśli jesteś gotowa na tego typu pracę, to zajrzyj na tę stronę.
Rozważam też poprowadzenie (zapewne jesienią 2025 roku) grupowego procesu rozwojowego na temat wychodzenia z odpowiedzialności. Jeśli na myśl o tym serduszko Ci szybciej zabiło, to napisz do mnie na adres info@dylematki.pl, a dam Ci znać, kiedy będę planować szczegóły i terminy.
Zanim uciekniesz do swoich spraw, jeszcze raz zaproszę Cię do zapisu na mój bezpłatny webinar ⭕ „Jak wyjść z błędnego koła stresu”. Poprowadzę go 21 maja o godzinie 21. Możesz się zapisać na tej stronie: https://dylematki.pl/webinar-bks/.
P.S. Czy znasz rodzica, który Twoim zdaniem mógłby być zainteresowany tym tematem? Jeśli tak, to wyślij jej proszę link do tego wpisu! Z góry bardzo Ci dziękuję za pomoc w dotarciu do nowych odbiorców.