Dziś opowiem o tym, jak zaczęła się przygoda Dużego z self-reg.

Już od jakiegoś czasu starałam się regulować sama siebie, ale nie miałam pojęcia, jak to zrobić w odniesieniu do dzieci, zwłaszcza Dużego, który ma z tym spory problem. Nie wiedziałam, jak rozpocząć rozmowę o stresie i samoregulacji – co konkretnie zrobić, żeby rozpocząć tę wspólną drogę. Życie jak zwykle podpowiedziało mi rozwiązanie.

Otóż pewnego kwietniowego dnia miałam scysję z Dużym

– jedną z wielu, ale pierwszą, która posłużyła mi jako okazja do rozmowy na temat samoregulacji. Byłam w domu sama z dziećmi, zajęta jakąś pracą domową i nieco rozkojarzona. Przysiadłam na moment na łóżku, na którym leżał Malutki, żeby sprawdzić zawartość jego pieluchy. Zdecydowanie wymagała zmiany. W tym momencie do sypialni wbiegł Duży i wskoczył mi na kolana, żeby się poprzytulać. Jak to zwykle bywa, w ślad za nim zjawił się Mały, zobaczył starszego brata na moich kolanach i spróbował też się na nie wspiąć.

Duży zaczął machać nogą, żeby odepchnąć Małego, a jednocześnie przytulił się do mnie mocniej, boleśnie mnie zgniatając. Poprosiłam (jak mi się wydawało, spokojnym tonem), żeby obejmował mnie delikatniej i trzymał nogi z dala od Małego. W odpowiedzi Duży zgniótł mnie z jeszcze większą siłą tak, że poczułam ostry ból w piersi i zaczął mocniej wierzgać nogą, dosięgając Małego. Ten nie pozostał mu dłużny i kilkakrotnie zdzielił go pięścią w plecy, trafiając przy okazji i mnie.

Bezceremonialnie odkleiłam od siebie Dużego i odsunęłam Małego, po czym warknęłam, że nie mam ochoty na takie przytulanie. Mały przeprosił mnie ze skruszoną miną i pozostał tam, gdzie go przesunęłam, a Duży zarechotał: „Hehe, a ja mam ochotę!”, po czym znów na mnie wskoczył i próbował mnie objąć tak mocno, jak tylko potrafił. Zirytowałam się i wyprowadziłam go z pokoju, podczas gdy on śmiał się i podskakiwał. Musiałam to zrobić kilka razy i w końcu krzyknąć ostrym tonem: „Przestań!”, żeby dał mi spokój.

Kiedy ochłonęłam i autentycznie się uspokoiłam,

zajęłam czymś Małego, po czym zaprosiłam Dużego do sypialni i spytałam, czy chce się przytulić. Natychmiast znów na mnie wskoczył i przylgnął do mnie całym ciałem. Siedzieliśmy tak dość długo bez słowa i w końcu poczułam, że mam dość.
– Wystarczy, zejdź ze mnie – powiedziałam, a Duży natychmiast to zrobił i spokojnie usiadł obok.
– Dlaczego tym razem od razu mnie posłuchałeś? – spytałam zaintrygowana.
– Bo teraz jestem spokojny i jestem tylko z tobą – odpowiedział bez wahania.

W tym momencie stało się dla mnie jasne, że 

to nie było „niegrzeczne zachowanie” (ang. misbehaviour), lecz zachowanie wywołane stresem (ang. stress behaviour). Duży zachował się źle, bo był w trybie walki i ucieczki, z odłączoną korą nową, odpowiedzialną m.in. za samokontrolę i empatię. Przyjemnie zaskoczyło mnie to, że sam rozpoznał jako przyczynę tego zachowania swój brak spokoju – a myślałam, że ma bardzo małą świadomość swoich stanów pobudzenia!

Warto podkreślić, że w ujęciu self-reg spokój jest rozumiany nieco inaczej,

niż w potocznym znaczeniu tego słowa. Wiele osób może kojarzyć spokój z bezruchem, brakiem aktywności fizycznej i intelektualnej oraz nieodczuwaniem emocji. Tymczasem według self-reg spokój to stan umysłu, kiedy wypełnia nas radość i dobra energia (ale nie ekscytacja, nadmierne pobudzenie) i jesteśmy uważni na sygnały płynące z ciała i otoczenia, a nie – zatopieni w myślach na temat przeszłych czy przyszłych zdarzeń.

Spokój sprawia, że jesteśmy ciekawi świata i zdolni autentycznie zobaczyć drugiego człowieka, a zatem możemy się uczyć i być empatyczni. Spokój można odczuwać, jadąc na rowerze albo tańcząc czy głośno śpiewając. Ja czuję spokój, pływając, spacerując wśród zieleni, przebywając na plaży nad morzem, kołysząc Malutkiego zamotanego w chustę. Duży czuje spokój, przytulając się do mnie, pływając, rysując albo kolorując.

Myślę, że rozpoznanie u siebie lub u dziecka tego stanu stanowi punkt wyjścia do samoregulacji, niejako zerowy krok self-reg. Czy wiem, kiedy czuję spokój? Czy rozpoznaję to uczucie w ciele? Jakie konkretne działania mogę podjąć, aby czuć go częściej? Takie pytania przybliżają nas do celu, jakim jest dobra samoregulacja i niskie ryzyko utknięcia w błędnym kole stresu, kiedy to stres staje się stresorem samym w sobie, wzmacniającym działanie innych stresorów z pięciu obszarów – biologicznego, emocjonalnego, poznawczego, społecznego i prospołecznego.

Chcę zwrócić uwagę na to, jak bardzo indywidualne są odczucia spokoju i stresu.

Przeczytawszy ten wpis, ktoś mógłby parsknąć lekceważąco: „A cóż to za stres może mieć sześcioletnie dziecko w takiej sytuacji?”. Podobnie parsknęła pewna znajoma moich rodziców, kiedy z przejęciem opowiadałam jej o mojej przygodzie z self-reg: „A co ty, dziecko, możesz wiedzieć o stresie? Dobre sobie!”. Inna znajoma przeczytała mój wpis o stresie związanym z wyjazdem z Małym do lekarza i skomentowała: „A myślałam, że to ja jestem znerwicowana…”. Takie niezbyt empatyczne reakcje są niestety bardzo powszechne: patrzymy na innych i oceniamy ich przez pryzmat własnych doświadczeń. Zapominamy (lub nie wiemy), że każdy człowiek – w tym każde dziecko! – ma indywidualne uwarunkowania biologiczne i historię zdarzeń, które ukształtowały jego reaktywność na stres.

Duży łatwo ulega nadmiernemu pobudzeniu, a jednocześnie bywa niezwykle odporny i spokojny w sytuacjach, które większość jego rówieśników stresują. Ze mną jest podobnie: wyjazd samochodem z dziećmi bez wsparcia innego dorosłego zwykle wyprowadza mnie z równowagi, a na przykład wystąpienie w języku obcym przed dwustuosobową publicznością wywołuje u mnie jedynie przyjemny dreszczyk.

Kiedyś byłam skora do oceniania innych i nadal miewam taką tendencję, szczególnie pod wpływem stresu. Na szczęście uczę się innej postawy: akceptacji, że skoro nie jestem w skórze drugiego człowieka, to nie potrafię ocenić, czy w danej sytuacji „miał prawo” być zestresowany. Najlepiej jest założyć, że miał prawo i przeformułować jego zachowanie w kontekście stresu. Postępując w ten sposób, sami będziemy mniej zestresowani, bo przestaną nas nękać negatywne myśli o innych ludziach, które odbierają nam energię. Naprawdę warto.

Wykorzystałam opisaną powyżej scysję, żeby

porozmawiać z moim pierworodnym o spokoju i o stresie, pod którego wpływem zachowujemy się nierozsądnie lub niemiło. Ustaliliśmy, że kiedy zacznie „świrować”, będziemy razem sprawdzać, czy jest spokojny i jeśli nie, spróbujemy go wprowadzić w stan spokoju. Spodobało mu się… i tak oto zaczęła się nasza wspólna podróż z self-reg. Długa droga przed nami… Dlaczego? O tym napiszę w poście o negatywnym zniekształceniu poznawczym.

Zdjęcie wykorzystane w tym wpisie: „Mother and Child – DROH” (CC BY-NC 2.0) by Rich Miller

7
0
Would love your thoughts, please comment.x