Self-regowo o nieidealnym przedszkolu
Byłam dziś naczyniem przepełnionym emocjami,
ponieważ dwaj z moich synów – niemal sześcioletni Mały i niespełna trzyletni Malutki – rozpoczęli właśnie edukację szkolną i przedszkolną. O adaptację Małego w zerówce jestem spokojna, bo ma on doświadczenie przedszkolne i oboje znamy „od środka” jego szkołę. Natomiast wybór przedszkola dla Malutkiego swego czasu spędzał mi sen z powiek i nadal, po pierwszym dniu adaptacji z rodzicami, nie jestem całkiem spokojna. Tak było za każdym razem, kiedy szukałam przedszkola dla mojego dziecka, a obecne przedszkole jest piątym, z którym mam do czynienia jako matka.
Dla mnie, matki-perfekcjonistki, która chciałaby zapewnić swoim dzieciom jak najlepszą opiekę,
temat przedszkola to kawałek macierzyństwa generujący sporo napięcia i niepokoju. Chcę podzielić się dziś z Wami moimi przemyśleniami na ten temat. Jeśli Twoje dziecko właśnie adaptuje się w przedszkolu i niepokoi Cię to, że nie wszystko (albo wręcz niewiele) jest tam zgodne z Twoimi oczekiwaniami, być może zainspirują Cię te moje przemyślenia z Self-Reg w tle.
1. Każde dziecko jest inne. Ty jesteś ekspertem w sprawie swojego
To truizm, ale warto go przypominać: dzieci rozwijają się w swoim tempie, mają różne temperamenty i różne potrzeby w zakresie optymalnej dla ich rozwoju liczby i rodzaju bodźców.
Niektóre (jak mój świeżo upieczony zerówkowicz) już w wieku 2,5 roku nie mogą się doczekać, kiedy wreszcie pójdą do „pećkola”, jak ich starsze rodzeństwo. Inne (jak Duży, mój ośmioletni obecnie pierworodny) dojrzewają do tego później i lubią przedszkole, o ile nie ma tam zbyt wiele dzieci. Niektóre (jak Mały) uwielbiają towarzystwo innych dzieci i natychmiast wchodzą z nimi w relację, inne (jak niegdyś Duży) potrzebują wiele tygodni, aby w ogóle zacząć bawić się z kimkolwiek poza dorosłym opiekunem, a jeszcze inne (jak Malutki) wprawdzie uwielbiają dzieci, ale zdarza im się inicjować zabawę poprzez uderzenie, popchnięcie lub uszczypnięcie. Niektóre dzieci (jak Mały i Malutki) źle się czują zamknięte w czterech ścianach, za to kochają zabawy w błocie i piachu, inne (jak niegdyś Duży) unikają piachu i błota jak ognia i najlepiej się czują w pomieszczeniach.
Te różnice sprawiają, że między małymi dziećmi w tym samym wieku występują ogromne różnice w zakresie gotowości do przedszkola czy innej formy opieki zbiorowej. W Polsce utarło się, że dzieci rozpoczynają edukację przedszkolną we wrześniu roku kalendarzowego, w którym kończą trzy lata. Jednak tak nie musi być. Dziecko może pójść do przedszkola (lub żłobka) wcześniej albo później, może uczęszczać do „alternatywnej” placówki (np. przedszkola leśnego, Montessori, waldorfskiego itd.) lub też wcale nie korzystać z opieki zbiorowej (przedszkole w Polsce to opcja, przynajmniej do szóstego roku życia dziecka!).
Stuart Shanker, twórca Self-Reg, mawia, że każda społeczność ma unikalną ekspertyzę w dziedzinie własnej samoregulacji – a rodzina to najmniejsza społeczność. Jeśli masz możliwość podjęcia suwerennej decyzji w sprawie tego, czy i kiedy Twoje dziecko pójdzie do placówki, a także do jakiej i na ile czasu, to zrób to – Ty jesteś w tej kwestii ekspertem. Jeśli Twoja decyzja różni się od decyzji większości i podejmujesz ją świadomie, nie pozwól osobom postronnym, niemającym aktualnej wiedzy o rozwoju dzieci ani o Twoim konkretnym dziecku, a także o potrzebach i możliwościach Twojej rodziny (por. punkt 2) wpędzić się w wyrzuty sumienia. Tak, wiem, to trudne, sama tego nierzadko doświadczam, ale też wiem, że wyrzuty sumienia nikogo nie wspierają, a jedynie dodają napięcia i odbierają spokój.
2. Liczą się potrzeby wszystkich członków rodziny
Sądzę, że niewiele osób ma możliwość podjąć w sprawie przedszkola decyzję optymalną dla rozwoju dziecka. Wielu rodziców z różnych przyczyn (głównie finansowych i geograficznych) nie ma wyboru: dziecko może albo pójść do jedynego przedszkola w okolicy, albo zostać w domu z rodzicem – zwykle mamą – na kolejny rok (co czasem naraża owego rodzica na depresję i pogorszenie perspektyw rozwoju zawodowego, a rodzinę na zaciskanie pasa), ewentualnie przez kolejny rok zostać w domu z nianią (co nieprawdopodobnie drenuje rodzinny portfel – wiem coś o tym).
Czasem rodzina stoi przed innym trudnym wyborem: może albo sfinansować optymalną, płatną edukację dla starszego, wrażliwego dziecka, albo wybrać „idealne” niepubliczne przedszkole dla mniej wrażliwego młodszego (to nasz przypadek obecnie: Duży rozkwitł w szkole społecznej, natomiast nie stać nas już na posłanie Malutkiego do wymarzonego „bliskościowego” przedszkola). Czasem finanse nie stanowią problemu, ale poranna logistyka uniemożliwia posłanie dzieci do upragnionej placówki (to dlatego żadne z moich starszych dzieci nigdy nie uczęszczało do typowo „bliskościowego” przedszkola). Czasem optymalnie byłoby odczekać kilka tygodni albo miesięcy na większą przedszkolną gotowość dziecka, ale ma ono zapewnione miejsce w przedszkolu publicznym pod warunkiem korzystania z niego od 1 września; jeśli to miejsce przepadnie, szanse na kolejne w przedszkolu publicznym w okolicy są bliskie zeru (mam pewne obawy, że tak może być z Malutkim teraz).
Świat nie jest idealny, nie mamy nieograniczonych środków, nie jesteśmy doskonale mobilni, mamy swoje ograniczenia. To bywa trudne i powoduje żal, wręcz żałobę. Dla mnie każda decyzja o wyborze czy zmianie przedszkola dla mojego dziecka była swego rodzaju kompromisem. Za każdym razem potrzebowałam opłakać tę niekoniecznie istniejącą (por. punkt 3) idealną placówkę, której powierzyłabym swoje dziecko bez cienia wątpliwości. Warto przeżyć tę żałobę, ale pogrążanie się w niej nikomu nie służy, raczej powoduje rosnące napięcie u rodziców i w efekcie u małego przedszkolaka (por punkt 5).
3. Przedszkole idealne nie istnieje i… nie jest potrzebne.
Każdy rodzic ma swoje wyobrażenia dotyczące tego, jak powinno wyglądać idealne przedszkole. Zależą one nie tylko od jego wiedzy i poglądów na wychowanie dziecka, ale też – czasem na poziomie nieświadomym – od osobistych doświadczeń z dzieciństwa. Niektórzy uważają przedszkole za zło, ponieważ mają traumatyczne wspomnienia sprzed 30 czy 40 lat i dlatego wybierają edukację domową lub demokratyczną (oczywiście nie twierdzę, że taka jest motywacja ogółu rodziców decydujących się na tę drogę edukacyjną!). Inni mają żal do swoich rodziców za to, że być może zaprzepaścili ich rozwojowe szanse, dlatego szukają placówki, która stawia na intensywny akademicki rozwój, zwłaszcza „zanurzenie” w języku obcym i wczesną naukę czytania i pisania.
Rodzice dzieci z trudnościami sensomotorycznymi często wybierają przedszkola oferujące zajęcia lub terapię integracji sensorycznej; rodzice „duszący się” w dużym mieście stawiają na przedszkola leśne czy inne „zielone”; rodzice dzieci bardzo aktywnych i ruchliwych poszukują dużej oferty zajęć sportowych i na świeżym powietrzu. Rosnący odsetek rodziców oddaje wiele (także wiele materialnego i fizycznego komfortu) za możliwość posłania dziecka do placówki „bliskościowej”, której kadra jest przeszkolona w porozumieniu bez przemocy (NVC) czy Self-Reg. Żałoba po idealnym przedszkolu, o której pisałam w poprzednim punkcie, często dotyczy niemożności wyboru takiej właśnie pożądanej placówki.
Staram się pamiętać, że moje dziecko to nie ja, a więc to, co uważam za idealne przedszkole dla niego, wcale nie musi nim być. Znam dwie szokujące mnie relacje z tak zwanych bliskościowych przedszkoli, sama bardzo zawiodłam się na niepublicznym przedszkolu „dla wymagających”, a inne, wybrane przeze mnie ze względu na wiedzę nauczycieli o zaburzeniach sensomotorycznych, prawdopodobnie wzmocniło i tak już silną neofobię żywieniową (czyli niechęć do jedzenia nowych pokarmów) Dużego.
Znaczna liczba zorganizowanych zajęć nie służy każdemu dziecku, a wręcz zaryzykuję tezę, że wiele maluchów po prostu rozregulowuje. Niektóre dzieci mogą nie odnaleźć się w przedszkolach „alternatywnych”; na przykład Duży swego czasu byłby potężnie zestresowany, przebywając przez kilka godzin dziennie w przedszkolu leśnym, narażony na stały kontakt z roślinami, ziemią, wiatrem i owadami (ja zresztą też). Ideały nie istnieją – znów truizm, ale chyba warto go powtarzać, skoro wielu rodziców spędza bezsenne noce, martwiąc się, że nie dali swojemu dziecku tego, co najlepsze! Może „wystarczająco dobre” przedszkole jest… wystarczająco dobre?
4. Relacja i poczucie bezpieczeństwa to podstawa.
Tym, co liczy się najbardziej dla małego dziecka jest jego poczucie bezpieczeństwa i dobra, oparta na więzi relacja z dorosłym opiekunem. To warunki konieczne tego, aby dziecko rozwijało się w optymalny dla siebie sposób i często bywało spokojne i uważne. Bez poczucia bezpieczeństwa i zaopiekowania dziecko „przełącza się” w tryb przetrwania (walki, ucieczki albo zamrożenia), w którym ma ograniczony dostęp do swoich zasobów.
Szczególnie niekorzystne jest zamrożenie – stan bardzo wysokiego napięcia, w którym dziecko zachowuje się tak, żeby nikt nie zauważył, że istnieje, jak małe zwierzątko sparaliżowane ze strachu wobec drapieżnika, przed którym nie ma szans uciec ani się obronić. Taki stan kosztuje dziecko mnóstwo energii, a więc nie pozostawia jej zbyt wiele na naukę i ćwiczenie „energochłonnych” umiejętności i postaw: samokontroli, empatii, planowanie swoich działań, odraczanie gratyfikacji. To dlatego dziecko w trybie przetrwania zachowuje się gwałtownie i impulsywnie, a czasem agresywnie. Nie jest też skłonne do współpracy, a czasem też w sposób widoczny jakby zapominało nabytych niedawno umiejętności (np. samodzielnego ubierania się czy jedzenia, kontrolowania pęcherza itd.).
Zanim zaczniesz z przerażeniem zastanawiać się, czy dotyczy to też Twojego małego przedszkolaka, postaram się trochę Cię uspokoić. Łzy i smutek dziecka przy rozstaniu z rodzicem ani trudne zachowania po powrocie z przedszkola nie muszą oznaczać, że dziecko jest tam w trybie przetrwania i czuje się zagrożone. To naturalne, że rozstanie z najukochańszą osobą jest smutne, nawet jeśli w przedszkolu też jest fajnie. I to naturalne, że dziecko przy tej najukochańszej osobie jest w największym stopniu sobą, z całym repertuarem trudnych zachowań – zwłaszcza wtedy, gdy przez cały dzień musiało funkcjonować w grupie, a więc rezygnować po części ze spełniania swoich potrzeb w taki sposób, w jaki byłoby to możliwe z rodzicem, babcią czy nianią.
Czas po przedszkolu to czas odreagowania, regeneracji, bycia przy sobie – podobnie, jak dla dorosłych czas po pracy. W domu każdy: zarówno przedszkolak czy uczeń, jak i rodzic chcą móc być sobą i robić różne rzeczy po swojemu, a ponieważ maluchy mają jeszcze mało rozwiniętą korę nową, czasem domagają się tego w niezbyt, hmmm, cywilizowany sposób. Jeśli nasilenie trudnych emocji czy zachowań nie wywołuje Twojego niepokoju, to dziecko prawdopodobnie czuje się w placówce bezpiecznie. Chcę mocno podkreślić, że nawet nauczycielka niemająca pojęcia o NVC, operująca zdaniami typu „nie płacz” albo „trzeba się dzielić”, może skraść serce Twojego dziecka i być dla niego bezpieczną przystanią w przedszkolu. Osobiście się o tym przekonałam, towarzysząc moim starszakom na etapie przedszkolnym.
A co, jeśli zrealizuje się czarny scenariusz: dziecku będzie w przedszkolu źle i z czasem sytuacja się nie poprawi? To niewątpliwie trudna sytuacja. Czasem wystarczy odczekać trochę czasu z ponowną próbą adaptacji w tej samej placówce, jeśli rodzina ma taką możliwość. Czasem chodzi o zbyt długi czas przebywania dziecka w przedszkolu i wystarczy – znów na miarę możliwości – odbierać malucha przed drzemką. Czasem można zmienić przedszkole. A jeśli nic z tego nie jest w danych warunkach wykonalne, to warto pamiętać te (niezbyt dokładnie przytoczone) słowa Stuarta Shankera: wystarczy jeden regulujący dorosły w życiu dziecka, aby osiągnęło ono inną trajektorię. Historia zna mnóstwo przypadków, kiedy dziecko z przemocowego domu osiągało szczęście i realizowało swój potencjał dzięki jednemu wspierającemu dorosłemu, na przykład nauczycielowi czy trenerowi. Tym bardziej działa to „w drugą stronę”: mimo fatalnego przedszkola dziecko może być szczęśliwe dzięki regulującemu i wyregulowanemu rodzicowi (por. punkt 5). Bądź tym rodzicem!
5. Spokój rodzica rodzi spokój dziecka
Nigdy nie przestanę podkreślać, jak ważny dla poczucia bezpieczeństwa i spokoju dziecka jest spokój rodzica. Pamiętasz, czym jest rezonans limbiczny? Przypomnę, że to zjawisko charakterystyczne dla ssaków stadnych i człowieka, polegające na „zarażaniu się” pobudzeniem i emocjami. Odbywa się to na podstawie komunikacji niewerbalnej: wyrazu twarzy, tonu głosu, napięcia mięśni, ale też prawdopodobnie w bardziej subtelny sposób, poprzez nieuświadomione wyczuwanie substancji chemicznych wydzielanych przez organizm drugiej istoty. Małe dzieci mają korę nową mózgu „w budowie”, natomiast świetnie wyczuwają emocje i zarażają się nimi, zwłaszcza od opiekunów. Zapewne pamiętasz sytuację, kiedy Twoje dziecko „bez powodu” jęczało od samego rana i potem uświadomiłaś sobie, że to Ty wstałaś lewą nogą i jesteś spięta i nieprzyjemnie pobudzona. Dziecko odzwierciedla Twoje nastroje, nawet jeśli bardzo się starasz, żeby je ukryć.
Rezonans limbiczny ma kolosalne znaczenie dla adaptacji przedszkolnej. Kiedy zestresowana i pełna obaw mama odprowadza malucha do przedszkola i żegna się z nim, czując łzy pod powiekami, nie sprzyja to poczuciu bezpieczeństwa dziecka w placówce. Warto więc wyregulować swoje trudne emocje, w razie potrzeby zwracając się po wsparcie do innych dorosłych. Ja ostatnio byłam pełna niepokoju i rozterek i nie znajdowałam zbyt dużo zrozumienia wśród dorosłych w moim otoczeniu. Pod wpływem stresu zaczęłam wierzyć, że wydziwiam, wymyślam problemy, nie chcę wypuścić Malutkiego spod swoich skrzydeł, nie wspieram jego samodzielności (bo zależy mi na powolnej, dostosowanej do dziecka adaptacji i bezpiecznym, wspierającym przedszkolu).
Niespodziewanie znalazłam ukojenie w kursie online „Adaptacja do przedszkola” Katarzyny Kalinowskiej i Gosi Stańczyk. Słuchanie przez siedem dni krótkich nagrań dotyczących różnych aspektów adaptacji oraz – co ważne – uzyskanie od prowadzących inspirującej i obszernej odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie wlało we mnie nadzieję i spokój. Przypomniałam sobie, co jest dla mnie ważne w rodzicielstwie, co chcę dać swoim dzieciom, co jest moją drogą. Gosiu i Kasiu, dziękuję!
To właśnie pod wpływem kursu postanowiłam nie ustalać jeszcze daty mojego webinaru „Jęki, krzyki, agresja – jak pomóc dziecku i sobie”. Przygotowuję go przy wsparciu merytorycznym Jagody Sikory, psycholożki dziecięcej i jednej z trzech w Polsce Facylitatorek Self-Reg. Jagoda to profesjonalistka, która oprócz wspierania dzieci w szpitalu, kształcenia przyszłych psychologów na uczelni oraz szkolenia „w realu” rodziców i specjalistów chce się dzielić swoją wiedzą i doświadczeniem także online. Webinar odbędzie się w październiku, ale nie potrafię określić dokładnie, kiedy. Czuję dyskomfort na myśl o tym, że dokładna data nie jest określona (stresor prospołeczny!), ale silniejszy dyskomfort czułabym, będąc zmuszona do zmiany zaplanowanej daty w sytuacji, gdyby adaptacja Malutkiego szła jak po grudzie i moje zasoby były na wyczerpaniu (stresory z obszaru: biologicznego, emocji, poznawczego i prospołecznego). Datę webinaru ustalę około połowy września. Możesz zapisać się na listę zainteresowanych, żeby w swoim czasie otrzymać te informacje i ewentualnie zapewnić sobie bilet w niższej cenie. Zaznaczam, że to webinar dla osób, które niewiele wiedzą o Self-Reg. Jeśli znasz kogoś takiego, proszę, podziel się z nim tą informacją. Dla bardziej zaawansowanych Jagoda i ja przygotujemy miniszkolenie o samoregulacji wrażliwego dziecka złożone z trzech webinarów, prawdopodobnie w listopadzie.
Przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl, którą chcę się z Tobą podzielić: spokój buduje się przez zaufanie – do dziecka, do siebie i do nauczycielek. Kiedy kilka dni temu kupowałam w drogerii chusteczki do nosa – element wyprawki Malutkiego – przyłapałam się na myśli: „A może by kupić na razie jedno pudełko zamiast sześciu na cały semestr?” (przedszkole prosi o sześć pudełek) „Może Malutki się tam nie odnajdzie i kupię te chusteczki na darmo?” Jest mi nieco wstyd, kiedy o tym piszę. Zawstydziłam się i wtedy, po czym zrozumiałam, że ta myśl wypływa z mojego niepokoju, a ten – z niewystarczającego zaufania do przedszkola. Spytałam siebie, czy chcę się tak czuć podczas adaptacji i zarażać tym Malutkiego. Odpowiedź to mocne „nie”. Kupiłam więc sześć pięknych, kolorowych paczek chusteczek i zaniosłam je dziś do przedszkola, symbolicznie dając kredyt zaufania nauczycielkom. Myślę, że znajdą klucz do serduszka Malutkiego