Pierwsze dni stycznia
kojarzą mi się z postanowieniami noworocznymi i wiem, że wielu innym osobom też. Jako coachka wspierająca zestresowane mamy w realizacji ich (rozmaitych) celów chcę Ci napisać kilka słów na temat postanowień i marzeń. Jeśli ten wpis Cię zainspiruje, wesprze, pomoże Ci coś lepiej zobaczyć, ucieszę się, jeśli go udostępnisz innym osobom, na przykład w mediach społecznościowych. A jeszcze bardziej ucieszę się, jeśli zostawisz tu komentarz.
Kiedy byłam małą dziewczynką,
zobaczyłam w telewizji przepiękną scenę: młoda dziewczyna galopowała na koniu po plaży o zachodzie słońca. Byłam oczarowana i zapragnęłam też tak kiedyś pogalopować. Jakież było moje rozczarowanie, kiedy dowiedziałam się, że ze względu na wadę wzroku (krótkowzroczność i zwyrodnienia siatkówki) nie wolno mi jeździć konno. Upadek mógłby spowodować odklejenie się siatkówki i bardzo poważne problemy z widzeniem. Zresztą same wstrząsy byłyby ponoć niebezpieczne. (Zastanawiam się, dlaczego w takim razie wolno mi było jeździć na nartach, ale to już inna historia…)
W kolejnych latach w różnych sytuacjach zalewał mnie żal,
że nie mogę spełnić swojego wielkiego marzenia. Nie dla mnie piękne chwile w kontakcie z majestatycznym, silnym i jednocześnie wrażliwym zwierzęciem! Chłonęłam każdy fragment książki czy filmu, w którym pojawiał się motyw jazdy konnej i zazdrościłam bohaterom – zwłaszcza dziewczynkom – którym było to dane. Ach, ach, jakże byłam nieszczęśliwa!
Kiedy byłam już młodą dorosłą,
zaprzyjaźniłam się z osobą, która nie tylko jeździła konno, ale też miała własnego konia. Zachłannie słuchałam jej opowieści o jej wielkiej pasji. Kiedy razem odwiedziłyśmy jej rodziców, spytała mnie, czy chciałabym pojechać z nią do stajni. Czy chciałam? No właśnie, czy chciałam? Czy byłam w stanie patrzeć, jak moja przyjaciółka jeździ konno i stać obok? Czy byłam gotowa poczuć zwielokrotniony żal, że ona może, a ja nie, choć gdyby nie moja wada wzroku…? Zważyłam „za” i „przeciw” i… tak, byłam gotowa!
Pojechałyśmy do stajni.
Już przed wejściem straszliwy smród prawie powalił mnie na kolana. Jestem nadwrażliwa na rozmaite zapachy i nigdy nie wiem, który mi się spodoba albo przynajmniej będę w stanie go zaakceptować, a który sprawi, że będę miała ochotę wyć, wrzeszczeć, gryźć i kopać, byle tylko zniknął. Zapach psa (nawet mokrego, brudnego psa) należy do tych pierwszych: kojarzy mi się z ciepłym futrem, ufnie wpatrzonymi we mnie oczami, ogonem merdającym z radości, z głaskaniem i przytulaniem. Od osób jeżdżących konno słyszałam podobne skojarzenia z zapachem konia. Okazało się jednak, że w moim przypadku zapach konia jest z tej drugiej kategorii. Stojąc w progu tamtej stajni, myślałam, że umrę.
Dlaczego użyłam w przedostatnim zdaniu słów „okazało się”?
Bo wprawdzie przez kilkanaście lat marzyłam o jeździe konnej, ale nigdy nie miałam do czynienia z żywym koniem. Pokochałam jazdę konną, bo spodobała mi się scena w filmie. Nigdy jednak nie poddałam swojego marzenia „próbie ognia”, jaką byłoby wybranie się do stajni, a jeszcze lepiej – poszukanie zajęcia przy koniach. Gdybym kiedykolwiek wpadła na ten pomysł, bardzo szybko zweryfikowałabym swoje marzenie i pożegnałabym się z nim bez żalu.
Jak ta sytuacja potoczyła się dalej?
Jakoś się przemogłam i weszłam z przyjaciółką do stajni. Jej koń spróbował odgryźć mi głowę (a przynajmniej tak to zapamiętałam). Kiedy stałam obok ujeżdżalni i obserwowałam kłusujące po niej konie, zauważyłam, że raz po raz załatwiają się na piasek, a potem one same lub inne konie wdeptują w guano i uznałam to za wyjątkowo obrzydliwe. Jednym słowem, moje marzenie sięgnęło bruku czy też raczej… słomy wyściełającej boksy w stajni. I rzadko się zdarza, aby tak głębokie rozczarowanie czy deziluzja stało się początkiem tak ważnej i pięknej zmiany.
Od tamtej pory weryfikuję swoje marzenia, kiedy tylko się pojawiają.
Dalekie podróże z małymi dziećmi? Próbą były wyjazdy nad morze, które – dopóki dzieci były małe – kosztowały nas mnóstwo napięcia i na parę lat zniechęciły do dalszych wojaży. Napisanie pierwszej polskiej książki o Self-Reg dla dzieci i dorosłych? Po prostu ją napisałam, akceptując ryzyko, że być może nie zostanie ostatecznie wydana, a jeśli zostanie, to niewiele osób ją kupi i po pięciu latach resztki nakładu zostaną zutylizowane. Nieprzyzwoicie drogi płaszcz puchowy w idealnym czerwonym kolorze? Zamawiam online i przymierzam; jeśli leży jak ulał, to mobilizuję środki finansowe i kupuję, bo wiem, że posłuży mi przez wiele lat i będę uśmiechała się za każdym razem, kiedy go zobaczę.
Czy Ty weryfikujesz swoje marzenia?
Czy masz takie, które pielęgnujesz, ale nigdy nie zrobiłaś żadnego kroku w kierunku jego realizacji? A jeśli tak, to co chcesz z nim zrobić…?
Ten akapit kieruję do P., która być może przeczyta te słowa. Nigdy Ci nie podziękowałam za tamtą wyprawę do stajni. Dziękuję teraz z całego serca! Jak widzisz, sporo zmieniła ona w moim postrzeganiu rzeczywistości – na lepsze.
P.S. Przed wakacjami Mały, mój ośmioletni średni syn, zachwycił się końmi pod wpływem serialu animowanego „Spirit”. Czym prędzej spełniłam jego życzenie i zapisałam go na półkolonie z jazdą konną. Zakochał się w koniach po uszy i od września jeździ co tydzień. A ja najwyraźniej odwrażliwiłam się, bo zapach koni wprawdzie mnie nie zachwyca, ale też nie powala. Ale nadal nie mam ochoty spróbować jazdy konnej, wystarczy mi oglądanie szczęśliwego Małego.
Zapraszam po więcej historii z życia
Photo by Ivan Sanford on Unsplash
Oh kochana! Ile razy przetarłaś mi moje „okulary”. Dziękuję, bo znów „lepiej widzę”! I ja pisze książkę, autobiografię, która jest skierowana do ofiar przemocy w rodzinie. Mam nadzieję, że ona zmotywuje nie jedną poranioną duszę do pracy nad sobą i uwolnienia się z kajdanów przeszłości. Marzy mi się też robienie lalek. Jak na razie powstały dwie dla córci i mam nadzieję, że po napisaniu książki wezmę się pełna parą za lalkarstwo. Kto wie może stanie się to mają pasją. 🙂
Jeszcze raz dziękuje!
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!❤️
Dziękuję Ci bardzo za ten komentarz i za życzenia. Mocno trzymam kciuki za Twoje marzenia. A kiedy książka będzie na zaawansowanym etapie, daj znać!
A to dobre 🙂 jako osoba posiadająca ogromne trudności w podejmowaniu decyzji oraz z tzn. „słomianym zapałem” przemyśle, co napisałaś i chyba zacznę szybciej weryfikować rzeczy ważne od tych mniej, tego co dobre dla mnie a co nie. W parku na Polu Mokotowskim są w różnych miejscach umieszczone mądrości z książek Kapuścińskiego i jeden cytat zawsze mnie poruszał: „ważne rzeczy zaczynamy rozumieć późno. Ważniejsze – jeszcze później. Najważniejsze – zbyt późno”.
Ha! Weryfikuj, weryfikuj. Ja wiele razy zweryfikowałam różne pomysły negatywnie… A tych cytatów w ogóle nie kojarzę, choć też od wielu lat nie bywam na Polach Mokotowskich (źle mi się kojarzą… ze studiami na SGH).
Moje wyobrażenia o sobie zostały w brutalny sposób zweryfikowane przez konia. Srebrny medalista mistrzostw Polski w piłce ręcznej, po 4 jazdach na lonży byłem pewny, że dobrze już umiem jeździć. Prawda okazała się bolesna ale się nie poddałem i przez 10 lat trenowałem jazdę konną 😀 Takie skojarzenie z koniem 😁
Czyli też koń dał Ci ważną życiową lekcję… A słyszałeś o coachingu z udziałem koni?
Nigdy nie słyszałem o coachingu z udziałem koni…. Brzmi ciekawie 🤔 Poszukam w internecie na ten temat 😁
I jak, udało się znaleźć? 🙂 Ja słyszałam, że twardziele, ludzie na wysokich stanowiskach, przyzwyczajeni do wydawania poleceń, których inni słuchają, przy koniach płaczą z bezradności i frustracji…
Dobra motywacja, żeby w końcu spełnić swoje marzenie, a przynajmniej go spróbować 🙂 dzięki! Wszystkiego dobrego na ten cudowny rok 2022! 🙂
Cieszę się i życzę Ci realizacji (zweryfikowanych) marzeń!
Agnieszko, mam wrażenie, że podobnie jest z każdym marzeniem – a przynajmniej ja tak mam. Marzę o czymś, a jak to osiągnę, często okazuje się, że „nie wszystko złoto, co się świeci”. Słodki bobas- robi do pieluchy, czasem ma kolkę, płacze w nocy, gryzie pierś… Pies? czasem nie słucha, ucieka, potrafi zjeść ulubione kapcie czy pilota, trzeba po nim sprzątać. Kot- też ma wady. I tak dalej… Jako osoba jeżdżąca konno od wielu lat, od 2 lat regularnie, też powiem, że nie jest to usłane różami – bo jakiś element nam nie wychodzi i nie wiemy dlaczego -a nie daj Boże komuś wychodzi bez problemu, wrr 😉 Albo okazuje się, że boimy się skoczyć przez przeszkodę, bo z bliska wydaje się o wiele większa. Bo koń bryka, ponosi i boimy się, że spadniemy i się połamiemy. Podziwiam, że byłaś w stanie pójść do stajni… Czytaj więcej »
Dziękuję Ci, Magdo, za życzenia i miłe słowa. Tobie też życzę wszystkiego dobrego! To widzenie negatywów jest częściowo uwarunkowane ewolucyjnie, częściowo temperamentalnie, ale przynajmniej częściowo można nad tym pracować, praktykując właśnie wyszukiwanie dobrych stron różnych trudnych zdarzeń. Mnie to bardzo pomogło w patrzeniu na świat przez bardziej pozytywne okulary, choć nadal wszędzie widzę ryzyka, przed którymi należy się zabezpieczyć. A ta wirtualna rzeczywistość faktycznie już przed nami! 🙂