W czasach przed dziećmi nie umiałam żyć tu i teraz.

Sporo czasu poświęcałam na roztrząsanie przeszłych zdarzeń, ale jeszcze więcej – na wybieganie myślami w przyszłość, snucie planów i marzeń. Często się martwiłam i myślałam o tym, co złego może się przydarzyć i jak mogę się przed tym chronić. Takie myślenie o przyszłości jest dobre, o ile nie przesłania całkowicie bieżącej chwili, jak to było u mnie. Stale na coś czekałam: na przykład obiecywałam sobie, że kiedy skończę doktorat, będę czytać dużo relaksujących książek albo, że kiedy schudnę, kupię zestaw pięknych, kobiecych ubrań. Moje wspaniałe, harmonijne życie czekało tuż za rogiem, ale wierzyłam, że będę mogła je osiągnąć pod pewnymi warunkami.

Także fizycznie, a nie tylko w myślach ciągle się dokądś spieszyłam.

Pewien znajomy powiedział mi kiedyś, że łatwo mnie wyłowić wzrokiem spośród tłumu ludzi na ulicy: jestem tą osobą, która najszybciej się porusza. Zawsze wyglądałam, jakbym próbowała dopaść odjeżdżającego z przystanku autobusu. W minioną niedzielę media społecznościowe przypomniały fragment wywiadu z aktorką Danutą Szaflarską, która zmarła tego dnia w wieku 102 lat. Pozwolę sobie go przytoczyć, bo poruszył mnie i zainspirował do tego wpisu:

Był taki czas, gdy ciągle się spieszyłam. Na przykład jechałam tramwajem i chciałam, żeby on jechał jeszcze szybciej. Miałam ten pośpiech w sobie. I nagle pomyślałam: 'Zaraz, dokąd ja się tak śpieszę? Przecież na końcu czeka na mnie trumna’ (śmiech). Pozbądź się tego wewnętrznego biegu. Oglądaj świat, obserwuj, co się dookoła ciebie dzieje, bo życie mamy jedno, a przecież we wszystkim można znaleźć tyle piękna. Właściwie samo to, że się żyje, jest już czymś cudownym.

Cóż za niezwykle mądre słowa! Pośpiech skraca nam życie, dosłownie (bo podwyższa poziom przewlekłego stresu) i w przenośni.

Kiedy zostałam mamą, z dnia na dzień przestałam aż tak bardzo tkwić myślami w przyszłości i w ogóle nieco zwolniłam.

Początek mojego macierzyństwa był tak pełen wzruszeń, że codziennie chciałam zapauzować życie, zawołać: „Chwilo, trwaj, jesteś tak piękna!”. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn nawet w trudnych momentach nie marzyłam, aby dany dzień już się skończył. Czułam, że czas z małymi dziećmi jest bardzo krótki w skali całego życia i nie chciałam, żeby minął zbyt szybko. Siłą rzeczy musiałam też w pewnym momencie przestać tak szybko chodzić – w przeciwnym wypadku moje dzieci by za mną nie nadążyły. Aby nauczyć je samodzielności, odkryłam w sobie ogromne pokłady cierpliwości: już potrafię nie irytować się, kiedy zakładanie skarpetki na stopę trwa kilka minut (choć różnie z tym bywa).

Nadal myślę o przyszłości, planuję, martwię się, robię kilka rzeczy naraz, śpieszę się, jednak moje życie toczy się głównie w teraźniejszości.

Dziś trzymiesięczny Malutki po raz pierwszy zaśmiał się głośno oraz zaprezentował umiejętność pełzania w kółko (obracania się w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara w pozycji na brzuszku). To jest moje TERAZ. Oprócz tych krótkich chwil na macie od rana nie daje się odłożyć, więc noszę go albo leżę z nim w łóżku, pisząc blog. To też jest moje TERAZ. Na dworze pada deszcz, pierwszy tej zimy, i wieje zimny wiatr; jestem niewyspana, bolą mnie plecy i nie chce mi się iść do przedszkola po Dużego i Małego. Także to jest moje TERAZ. Jutro go nie będzie. Nie chcę innego.

Zdjęcie wykorzystane w tym wpisie: „Hurry!” by Michael Pardo

6
0
Would love your thoughts, please comment.x