Dwa dni temu zdarzyło się coś, co spowodowało u mnie najsilniejszy stres, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam.
Byłam w domu z czteroletnim Małym i prawie 11-miesięcznym Malutkim, Mąż zawiózł Dużego na trening judo. W pewnym momencie w poszukiwaniu swojego paska do spodni weszłam do łazienki i zastałam taki oto obrazek: Malutki siedzi na podłodze i bezgłośnie walczy o oddech, a Mały zaciska mu mój pasek na szyi. Owinął go wokół szyi braciszka i zapiął, a następnie zaplątał wokół swojej nogi tak sprytnie, że długo nie mogłam go poluzować trzęsącymi się rękami. Zareagowałam z poziomu gadziego mózgu; nie pytajcie, jak. Dwie z osób odwiedzających mój fanpage na Facebooku, gdzie opisałam tę sytuację, skomentowały to tak (dziękuję za te i inne empatyczne komentarze!):
„Zareagowałaś prawdopodobnie w najbardziej dostępny dla Ciebie sposób, w tej konkretnej sytuacji. A sytuacja naprawdę mrożąca krew w żyłach. Reakcja musiała być z gatunku interwencji kryzysowej, bo i sytuacja kryzysowa.”
„Czasem potrzebujemy tej mocnej i szybkiej reakcji – po to natura to tak urządziła, że mózg limbiczny reaguje szybciej niż kora nowa. Uratowałaś Malutkiego. Tylko to się liczy.”
Ta sytuacja zilustrowała to, czego uczyłam się na szkoleniu z Self-Reg: silny stres powoduje, że wyłącza się układ odpornościowy.
Dzieje się tak dlatego, że do walki lub ucieczki w obliczu śmiertelnego zagrożenia niezbędna jest energia. Po co marnować ją na ochronę przed mikrobami, które mogą nas osłabić lub zabić jutro czy za kilka dni, skoro wtedy być może nie będzie nas już wśród żywych? Podobnie rzecz się ma m.in. z układem pokarmowym – po co trawić pokarm, skoro za chwilę możemy być martwi?
Od wielu dni nie wysypiam się, jestem zmęczona i bardziej niż zwykle zestresowana ze względu na liczne zmiany w moim życiu. W związku z tym codziennie wieczorem czuję lekkie drapanie w gardle, które rano znika. Kiedy uratowałam Malutkiego, ochłonęłam, a następnie dogadałam się z bardzo przejętym Małym, poczułam narastające dreszcze, gorączkę, silny ból gardła i zatok oraz nasilający się z minuty na minutę katar. Było jasne, że następnego dnia będę chora i całkowicie niezdolna do wygłoszenia wykładu na temat emocji w ujęciu Self-Reg na pierwszej w Polsce Konferencji Wszystkich Dziewczynek.
Kiedy moja kora przedczołowa mózgu była ponownie online, postanowiłam zadziałać self-regowo i zapobiec chorobie.
Identyfikację i usunięcie najważniejszego stresora – paska zaciśniętego na szyi Malutkiego – miałam już za sobą (drugi i trzeci krok Self-Reg). Następnie wybaczyłam sobie swoją gadzią reakcję na zagrożenie (Mały pierwszy mi ją wybaczył), oceniając, że działałam pod wpływem silnego stresu (krok pierwszy). Następnie zdałam sobie sprawę (czwarty krok Self-Reg), że mogę uniknąć choroby pod warunkiem, że tego wieczoru odrzucę wszelkie zobowiązania – od kąpania maluchów poprzez gotowanie obiadu na kolejny dzień po odrobienie zadań ze szkolenia online – i postawię wszystko na jednego konia: regenerację organizmu (krok piąty Self-Reg).
Tak też zrobiłam. Oświadczyłam dzieciom, że jestem w bardzo kiepskiej formie i tego wieczoru nie kąpię ich, nie myję im zębów, nie czytam im do snu ani w ogóle nie usypiam. To samo oświadczyłam Mężowi. Następnie pochłonęłam solidną dawkę czosnku i witaminy C, zamknęłam się w sypialni z Malutkim i elektronicznym czytnikiem książek i o godzinie 20:30 już spałam. 11 godzin później obudziłam się zdrowa i zrelaksowana. Wystąpienie na konferencji oceniam jako udane, rano dałam mężowi pospać do 10, ugotowane przeze mnie leczo było bardzo smaczne, a dzieci były szczęśliwe, bo całe popołudnie miałam dla nich – pełna energii i odstresowana.
Zdjęcie wykorzystane w tym wpisie: „Black Belt” (CC BY 2.0) by Robert Sheie
Powiem tak: przeczytałam początek i dalej, przez umiejętność wizualizacji sytuacji, nie byłam w stanie czytać… Pewnie wrócę do Twoich słów, gdy dojdę do siebie…
Zgodnie z prośbą nie pytam „jak?”, ale sugeruję, że może jednak warto powiedzieć…
Co, jeśli innym, w takiej sytuacji, zabraknie Twojej reakcji…?
Jeśli chodzi o mnie, to jestem przepełniona lękiem 🙁… Mam Małego Synka, za chwilę będę miała Maleńkiego Wnusia i … chłopcy będą ze sobą spędzać czas…
Jesteś chyba bardzo empatyczna i masz bujną wyobraźnię… To wielki dar, choć jednocześnie utrudnia życie. Życzę Ci, żebyś pokonała ten lęk i cieszyła się Synkiem i Wnusiem. Tak naprawdę niezwykle rzadko się zdarza, że dziecko zrobi drugiemu dziecku krzywdę.
Piszesz Córciu genialnie, prawdziwa z Ciebie „wielka polska pisarka”
Chi chi, dziękuję. 🙂 Układam w głowie swoją książkę!