Wczoraj na plaży opowiedziałam Małemu historię, która wywołała jego szeroki uśmiech.
Oto ona: „Dawno, dawno temu, a dokładnie cztery lata temu miałam duży brzuszek, a w nim byłeś Ty. Jeszcze lato, pojechałam z tatą i Dużym nad jezioro i długo w nim pływałam. Wiedziałam – nie wiem skąd, ale wiedziałam na pewno – że ten Mały w moim brzuchu będzie kochał wodę tak, jak ja. Marzyłam o tym, że kiedyś razem z moim Małym będę się kąpała w morzu. I wiesz, co? Moje marzenie się spełniło.” Mały naprawdę kocha wodę dokładnie tak, jak ja.
Jednym z najpiękniejszych aspektów macierzyństwa jest to, że razem z małym człowiekiem odkrywa się na nowo własne pasje i upodobania.
Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, kiedy jest się mamą więcej niż jednego dziecka. Ja mam dzieci do tańca i do różańca. Duży już jako czteromiesięczne niemowlę zastygał w bezruchu i zamieniał się w słuch, kiedy czytałam mu wiersze Brzechwy. Wśród jego pierwszych dziesięciu słów znalazły się „koło”, „kądąg” (trójkąt) i „kapa” (kwadrat). Ja też byłam małym mózgowcem zafascynowanym książkami i zdobywaniem wiedzy. Jakież było moje zdziwienie, kiedy Mały przez ponad dwa pierwsze lata życia książkami jedynie rzucał, ewentualnie je zjadał, nie rozpoznawał też kształtów ani kolorów. Za to w przeciwieństwie do Dużego uwielbia – oprócz wody, morza, plaży – taniec i wszelki ruch na świeżym powietrzu. Wykorzystuje też każdą okazję, żeby wyjść z domu i spróbować czegoś nowego; potrafi nawet z wyjścia do śmietnika uczynić wspaniałą wyprawę. Świetnie się w tych sprawach dogadujemy.
Piękne jest też to, że w moich dzieciach widzę mocne strony ich taty, których mnie samej brakuje.
Duży ma niezwykłą łatwość pojmowania tego, jak działają różne maszyny i ogromną wiedzę o samochodach. Z kolei Mały bierze życie takie, jakim jest, potrafi wejść w pozytywną interakcję z dowolnym obcym człowiekiem, a z problemami rozprawia się bez wahania i lęku przed porażką. Jeszcze nie wiem, jaki będzie Malutki. Na razie odnoszę wrażenie, że to najbardziej pogodne, spokojne i zrównoważone z moich dzieci.
Oprócz mocnych stron widzę w moich dzieciach także moje deficyty i jestem zdeterminowana, żeby pomóc im je pokonać.
Ale to już temat na inny wpis. Na razie zamierzam wreszcie dokończyć mój cykl postów o złości, który pamiętają zapewne tylko najwierniejsi czytelnicy…
Dzień dobry, Trafiłam na Pani bloga w poszukiwaniu informacji o self- reg. I gdy tak czytam Pani wpisy to mam wrażenie , że opisuje Pani moje życie, moje dzieci- też mam trzech synów, w podobnym przedziale wiekowym i o identycznych charakterach jak Pani synowie. Mój Duży też jest hajnidem, Mały ” cudownym dzieckiem” a Malutki najsłodszym stworzeniem świata. Przechodziłam trudny okres w moim życiu gdy mój Mały się urodził- agresja Dużego, napady złości, zazdrość, którą starałam się zrozumieć ale teraz wiem, że jej nie akceptowałam. Tak jak Panią, moje dzieci mnie motywują do bycia lepszą- strasznie mnie to momentami frustruje, czasami płacze pod prysznicem z braku sił i zadaje sobie pytanie czy kiedyś zobaczę znak, że to co robie, moje starania przyniosą efekt. Dzięki Pani wiem, że nie jestem sama, że są gdzieś tam matki z podobnymi problemami… Czytaj więcej »