Zanim zgłosicie Niebieskiej Linii, że pewna blogerka publicznie przyznaje się do bicia dziecka
(oraz zanim uznacie, że Self-Reg to metoda oparta na przemocy fizycznej), przeczytajcie ten wpis do końca.
– Mamo, możesz mnie pobić? – pyta Duży.
– Tak. Gdzie chcesz się położyć?
– Może być na dywanie.
– Dobra.
Historia, którą tu opowiem ma związek z rywalizacją między moimi dwoma starszymi synami, którzy są jak ogień i woda.
Mniej więcej rok temu Duży wreszcie zaakceptował Małego i zaprzyjaźnił się z nim, co przyjęłam z ogromną ulgą. Wcześniej stosunek Dużego do Małego był bardzo zły i stanowił źródło moich nieustannych zmartwień. Obecnie między braćmi panuje coś, co nazywam kocho-nienawiścią (Niemcy mają na to słowo Hassliebe): świetnie się ze sobą bawią, w ogień by za sobą skoczyli, ale kiedy się pokłócą, jest to zawzięta walka na kły i pazury. Bardzo też ze sobą rywalizują – każdy chce być we wszystkim pierwszy. W moich mądrych książkach przeczytałam, że jest to całkowicie normalna, zdrowa relacja rodzeństwa tej samej płci o niewielkiej różnicy wieku.
Jednak jeszcze niedawno nadal niepokoił mnie jeden rodzaj zachowania Dużego.
Raz na jakiś czas mój pierworodny bez wyraźnej dla mnie przyczyny celowo, jakby „na zimno” doprowadzał młodszego brata do furii. Nie było to trudne, ponieważ Mały jest wpatrzony w brata jak w obraz i przejmuje się wszystkim, co ten powie. Z kolei Duży jest dzieckiem ponadprzeciętnie inteligentnym oraz ma ogromną zdolność wczuwania się w stany emocjonalne innych ludzi i – no cóż, muszę to powiedzieć – manipulowania nimi. Kiedy więc chciał wkurzyć Małego, robił to niezwykle zręcznie i skutecznie. O ponad dwa lata młodszy i mniej biegły w ciętych ripostach Mały nie był w stanie odgryźć się bratu tak, jak by chciał, jego frustracja rosła, aż w końcu wściekał się i bił Dużego, co ten przyjmował ze śmiechem (który jeszcze bardziej rozsierdzał Małego tak, że bił Dużego bez opamiętania).
Próbowałam przeformułować zachowanie Dużego i tropić jego stresory w tego typu sytuacjach, ale nie miały one ze sobą zbyt wiele wspólnego.
(Przypominam, że chodzi tu o dwa z pięciu kroków Self-Reg, o których przeczytasz w artykule Pięć kroków do… zwycięstwa nad czekoladą, o stresorach i pięciu obszarach stresu dowiesz się z wpisu Świąteczny stres w pięciu obszarach, oraz zapoznaj się pokrótce z samą metodą).
Często Duży był wyspany, najedzony, w dobrym nastroju, przebywał od rana wraz ze mną i wiedziałam, że nie wydarzyło się nic, co wyprowadziłoby go z równowagi. Czyżby było to owo mityczne Shankerowskie misbehaviour – złe zachowanie, podczas którego dziecko jest w pełni świadome tego, co robi, ma możliwość wyboru swoich reakcji i decyduje się na te niepożądane? Byłam bliska uznania, że tak właśnie jest.
Nie ustawałam jednak w dążeniach do ustalenia, co kieruje Dużym i pewnego dnia sam mi o tym powiedział.
Spytałam go, zdesperowana, dlaczego taką przyjemność sprawia mu doprowadzanie brata do płaczu i złości, a on na to:
Mamo, bo Mały mnie wtedy mocno bije w plecy, a to jest takie przyjemne! Ja tego potrzebuję!
Bingo!
Duży ma podwrażliwość propriocepcji (czyli czucia głębokiego) i czasem, żeby czuć się dobrze we własnym ciele, potrzebuje mocnego docisku. Ja sama też to mam i regularnie poddaję się bardzo mocnym masażom, podczas których rehabilitantka upewnia się, czy naprawdę to mnie nie boli – nie, nie boli, lecz obniża napięcie mięśni i napełnia mnie energią. Nie znoszę natomiast delikatnego dotyku, muskania ręką, głaskania po włosach. Terapeuta integracji sensorycznej (SI) wyjaśnił mi kiedyś, że mój system nerwowy odbiera to jak zagrożenie; osoba bez zaburzeń SI reaguje podobnie, kiedy po jej ciele znienacka przebiegnie ogromny pająk.
– Synu! – zawołałam. – Nie mogłeś mi tego wcześniej powiedzieć? Przecież ja cię mogę bić, kiedy tego potrzebujesz!
– Nie pomyślałem o tym – odparł Duży, lekko zawstydzony.
A więc jednak nie było to klasyczne misbehaviour, lecz stress behaviour – próba obniżenia stresu, jakim był dyskomfort mięśni i stawów.
Duży starał się sam sobie pomóc, wyregulować się w ten społecznie nieakceptowalny sposób. Teraz potrzeba Dużego jest zaspokajana tak, że wilk jest syty i owca cała: od czasu do czasu sama go „biję”. Kiedy Duży tego potrzebuje, kładzie się na brzuchu, a ja okładam go pięściami, dopóki nie stwierdzi, że już wystarczy. Po takiej sesji jest spokojny i pełen energii. Identyfikacja źródła zachowania Dużego przyniosła ulgę i Małemu, i mnie, zmartwionej, że być może wychowuję bezinteresownie złośliwego człowieka. Ufff…
Czasami zapominam, że nie ma czegoś takiego, jak złe dziecko i wtedy w naszej rodzinie dzieje się gorzej.
Tak właśnie było ostatnio, kiedy wpadłam w błędne koło zmęczenia i stresu i w końcu organizm odmówił mi posłuszeństwa. Duży jest jak papierek lakmusowy moich nastrojów i mojego stresu. Ostatnio jego negatywne zniekształcenie poznawcze daje o sobie znać w związku z trudnościami w „starannym” pisaniu w zerówce. Ale wierzę głęboko, że pokonamy te trudności. Trzymajcie kciuki.
Tłumaczenie cytatu na zdjęciu: „Pierwszym krokiem Self-Reg zawsze jest „kopanie głębiej”, ponieważ nie można przeformułować zachowania, dopóki się go nie zrozumie.” (źródło: www.mehritcentre.com)
Dziękuję za Pani bloga 🙂 trafiłam tu całkiem przypadkiem, z polecenia na Share Week i przepadłam 😉 czytam i czytam. Moje Dzieci na tym tracą – nie mam pełnej uwagi dla Nich 😉 ale mam nadzieję, że zyskają fajniejszą mamę.
Chciałam się odnieść do wpisu, na blogu matkiwariatki jest cykl biznes mamy i w jednym z nich była mowa o kołdrach obciążeniowych (o tych http://www.sensoric.pl)Być może pomogłyby Dużemu?
Jeszcze raz dziękuję za świetnego bloga.
Pozdrawiam serdecznie
Bardzo dziękuję za motywujące słowa i przepraszam za tak późne zatwierdzenie komentarza i odpowiedź. Pani komentarz trafił akurat na wyjątkowo zapracowany okres i ponieważ nie zajęłam się nim od razu, ugrzązł gdzieś na stosie spraw do załatwienia… O kołderkach obciążeniowych słyszałam, ale też wiem, że lepiej nie stosować ich bez porozumienia z terapeutą integracji sensorycznej, który indywidualnie dobiera ciężar i czas stosowania. (Ale czasem sama bym się pod taką schowała…)
Jak poszło z tym pisaniem?
Czy trudnisci jego maja jakiś związek z tą potrzebą okladania?
Wyobraź sobie, że w styczniu (miesiąc po napisaniu tego postu) wyjechałam z dziećmi do sanatorium i dla dzieci zerówkowych były zorganizowane zajęcia w świetlicy. Nauczycielka była z tych surowych, ale akurat Duży bardzo jej przypadł do gustu. Nie mogła się nachwalić tego, jaki jest inteligentny i wygadany. On dzięki temu jakoś chętniej ćwiczył te literki, a ona – na szczęście – miała takie podejście, że charakter i staranność pisma nie mają większego znaczenia, ważne jest samo pisanie (umiejętność, ćwiczenie jej). To jakoś przełamało Dużego. A dziś pisze bardzo niewyraźnie, ale jego wychowawczyni w szkole też niespecjalnie to przeszkadza.
Tego drugiego pytania nie rozumiem.
Moja córka szczypała dzieci w przedszkolu – bez żadnej agresji, po prostu sprawiało jej to fizyczną przyjemność, rozładowywała potrzebę międlenia czegoś. Terapia SI pomogła.
Ano właśnie, to kolejny przykład tego, że dziecięce zachowania uznawane powszechnie za „niegrzeczne” miewają całkiem zwyczajne przyczyny i można im zapobiec poprzez odpowiednie wsparcie. (Przy okazji: mój Malutki też jest takim dzieckiem.)